Urodziłam się 20 października 1988 roku w Lubinie. Z początku nic nie wskazywało na to, że kiedyś zostanę uczestniczką Zimowych Igrzysk Olimpijskich. Jak każde dziecko uczęszczałam na nauczanie podstawowe do „zwykłej” szkoły i nie planowałam życia związanego z uprawianiem sportu wyczynowego. Aż do momentu, kiedy w klasie trzeciej szkoły podstawowej na lekcji niespodziewanie pojawiła się pani trener Małgorzata Kaczmarek zachęcająca dzieci do wzięcia udziału w testach sprawnościowych do szkoły sportowej. Od razu wyraziłam chęć i zainteresowanie testem. Rodzice nie wyrazili sprzeciwu i tym sposobem pod koniec czerwca wyruszyłam ze swoim tatą do Miejskiego Ośrodka Sportu, by sprawdzić swoje możliwości fizyczne. Na podstawie różnych biegów, skoków oraz rzutów piłeczką palantową nauczyciele przydzielali dzieci do klas o profilu lekkoatletycznym oraz łyżwiarskim. Po ogłoszeniu wyników znalazłam się na liście zakwalifikowanych do klasy łyżwiarskiej. Tak naprawdę nie bardzo wiedziałam, co to za sport i na czym on polega, dlatego chciałam zmienić przydzieloną klasę na klasę o profilu lekkoatletycznym. Jednak mój tato poradził mi, bym powstrzymała się przed ostateczną decyzją i zaproponował spróbowanie czegoś innego, nieznanego. Jako małe dziecko od początku wykazywałam chęć i ambicje. Myślę, że to mój upór, by być lepszym sportowcem, doprowadzał mnie do coraz wyższych poziomów zaawansowania sportowego. Dużo zawdzięczam kadrze nauczycieli i trenerom ze szkoły, którzy potrafili mnie odpowiednio zmotywować do polepszania rezultatów, a także kierowali moim wychowaniem, nie tylko sportowym.
Odkąd zaczęłam trenować, moim marzeniem było pójście do profesjonalnej szkoły, jaką jest Szkoła Mistrzostwa Sportowego w Zakopanem. I tak oto pewnego dnia przedstawiłam rodzicom swój plan oddalenia się 500 km od domu po to, aby podwyższyć swój poziom sportowy. Była to bardzo trudna i ciężka decyzja dla rodziców, którzy musieliby wysłać 15-letnią dziewczynkę, w okresie dojrzewania, do placówki położonej tak daleko od rodzinnego miejsca zamieszkania. Jednak moja siła przebicia i argumentacji przezwyciężyła wszystkie niepewności. Od trzeciej klasy gimnazjum mieszkałam w internacie i zaczęłam uczęszczać do wymarzonej szkoły. Nie był to dla mnie lekki okres – od tego czasu zaczęłam wkraczać w dorosłe i odpowiedzialne życie. Oczywiście były momenty zwątpienia, płaczu, a nawet młodzieńczego buntu. Tu jednak znowu mogłam liczyć na rodziców i ich pomocną dłoń oraz na trenera Marka Pandyrę i grono nauczycieli. Naukę w szkole wspominam jako swój najlepszy czas i był to niewątpliwie najlepszy wybór, jakiego mogłam dokonać. Co więcej, profesjonalne treningi pozwoliły mi wznieść się na poziom kadry narodowej i na dalsze spełnianie marzeń na szczeblu mistrzowskim. Zakończenie szkoły i rozstanie się z ulubionym trenerem było naprawdę ciężkie.
Chcąc mieć wciąż do czynienia ze sportem, postanowiłam uczęszczać na jedną z niewielu uczelni w Polsce, która stwarza warunki uczenia się profesjonalnym sportowcom uprawiającym sporty zimowe – chodzi o Akademię Wychowania Fizycznego w Krakowie. Trenując w kadrze narodowej, która została powołana po Igrzyskach Olimpijskich w Turynie, zaczęłam naprawdę wierzyć w możliwość wzięcia udziału w Igrzyskach za cztery lata. Pani trener Ewa Białkowska, która postanowiła przejąć nad nami opiekę, pierwsze spotkanie zaczęła od uświadomienia wszystkim dziewczynom (a było nas 6), jak dużo ciężkiej pracy nas czeka do osiągnięcia upragnionego celu.
Cztery lata ciężkiej, monotonnej pracy. podczas której nie brakowało momentów zwątpienia, zaprowadziło mnie i moje najbliższe koleżanki do Vancouver. Do ostatniej chwili nie byłyśmy pewne, czy faktycznie pojawimy się na Igrzyskach Olimpijskich. Tę niewiadomą rozstrzygnęłyśmy dopiero na ostatnim Pucharze Świata, który mógł zapewnić nam udział. Jadąc wtedy w tym ostatnim biegu, nasza motywacja sięgnęła zenitu.
Walczyłyśmy o wszystko, o nasze największe marzenie.
Stanęłyśmy na linii startu jak lwice, które walczą o życie. Po jednej stronie my, po drugiej Amerykanki. Dźwięk pistoletu… Start….To była nasza chwila. Dałyśmy z siebie nawet więcej, niż byłyśmy w stanie. Po biegu panowało lekkie zamieszanie. Tablica z wynikami była zepsuta i nie wiedziałyśmy, kto tak naprawdę wygrał bieg. Chwila niepewności i… Udało się! Jedziemy na Igrzyska Olimpijskie!!! Był to najpiękniejszy moment w życiu moim i całej drużyny. Właśnie o tym marzy każdy sportowiec! Ogromna radość i poczucie spełnienia wypełniło nasze młode serca. Entuzjazm, jaki ogarnął nas w tamtym momencie, jest wręcz nie do opisania. Takie chwile w życiu sportowca wynagradzają cały trud, w takich właśnie chwilach zapomina się o bólu i treningach, ciężkiej pracy na obozach, które trwają przez 280 dni w roku.
Igrzyska Olimpijskie w Vancouver 2010 to pierwsza tak poważna i duża impreza sportowa w moim życiu. Jadąc tam, nawet nie zdawałam sobie sprawy z szumu medialnego, który im towarzyszy. Kibice – różni, bo nawet tacy, którzy interesują się sportem raz na cztery lata, ale i również wierni, którzy są ze sportowcem zawsze. Ogromna wioska olimpijska, największa stołówka, jaką w życiu widziałam (dostępna 24 godziny na dobę). Jako młody, 21-letni sportowiec, przeżyłam szok. Vancouver to niesamowite biegi drużynowe moich koleżanek, dla mnie osobiście (mimo tego, że nie startowałam) ogromne emocje, łzy szczęścia, których nie sposób było zatrzymać. Nikt nie był na to gotowy, na emocje, decyzje, które trzeba było podjąć „na gorąco”, ale to wszystko już jest nieistotne – BRĄZOWY MEDAL IGRZYSK OLIMPIJSKICH. Medal, na który łyżwiarstwo szybkie musiało czekać 50 lat!!! Niektórzy mówią „przypadek”, „udało się”, ale taki właśnie jest sport – piękny i nieprzewidywalny. Pamiętam jak dziś moment, kiedy jadłam z koleżankami kolację i wszyscy trenerzy, zawodnicy podchodzili do nas i mówili: „Gratulujemy, zrobiłyście coś pięknego i niesamowitego”. Rozpierała nas duma 🙂 Naszą Panią Trener, Ewę Białkowską, na pewno też, bo to ona przez te cztery lata wierzyła w nas, karciła i przytulała. Katarzyna Bachleda-Curuś, Luiza Złotkowska, Katarzyna Woźniak medalistkami Igrzysk Olimpijskich 2010. Jak to mówili w mediach – „Dziewczyny lubią brąz”. I tu jeszcze na koniec jedno, bardzo ważne zdanie moich koleżanek:
„Natalia, za cztery lata to powtórzymy”.
Patrząc z perspektywy czasu (po 4 latach), Igrzyska w Kanadzie były dla mnie osobiście niesamowitym bagażem doświadczeń, lekcją sportu i życia, lekcją bolesną ale równocześnie nauką, którą przetrwałam. Niestety, odcierpiałam też i przeżyłam swoje po wydarzeniach w Vancouver, ale dobre jest w tym przypadku powiedzenie „Co się odwlecze, to nie uciecze”. 4 lata ciężkiej pracy, zdobywanie kolejnych doświadczeń, poznawanie siebie i ludzi, którzy pomagają i wierzą w to, co robię, sukcesy i upadki doprowadziły mnie do drugich w moim życiu Igrzysk na które pojechałam jako zupełnie inny, odmieniony, doświadczony sportowiec.
Igrzyska Olimpijskie Soczi 2014. Jestem 4 lata starsza, 4 lata bardziej doświadczona, znam doskonale swoich przeciwników i wiem, po co przyjechałam – po medal olimpijski, którego mi brakuje. Progres biegów indywidualnych widać gołym okiem:
1000 m - w Vancouver nie zakwalifikowałam się, w Soczi miejsce 23
1500 m - 36 miejsce w Vancouver - awans na miejsce 15 w Soczi.
3 km - w Vancouver nie zakwalifikowałam się, w Soczi miejsce 16. bieg drużynowy
W Vancouver rezerwowa – w Soczi, jak równa z równą, zdobywam z koleżankami upragniony srebrny medal olimpijski.
Ludzie mówią „obiecanki, cacanki”, ale nie w przypadku młodych, zdolnych, a przede wszystkim zdeterminowanych kobiet, które chcą pokazać, że tu nie ma żadnego przypadku. I tu padnie słowo, którego nienawidzę, a mianowicie – udało się. W sporcie nic nie robi się samo, nic się nie udaje, to często nudny, ale zawsze żmudny i monotonny trening zaprowadził nas na szczyt. Ciężka codzienna praca… ale koniec już umoralniania. Jak się czuje?! Czuje się przede wszystkim spełniona – to najbardziej odpowiedni wyraz. Spadnie ze mnie najczęściej zadawane pytanie: „Jak się Pani czuła, oglądając biegi koleżanek? Jakie to uczucie być rezerwową?”. Na szczęście to już przeszłość. Wraz z koleżankami dokonałam czegoś wielkiego (a One nawet większego): powtórzyłyśmy sukces, co więcej, zdobyłyśmy nie brąz, tylko SREBRO ZIMOWYCH IGRZYSK OLIMPIJSKICH SOCHI 2014. Wracamy do kraju z trzema medalami, mamy Mistrza Olimpijskiego Zbigniewa Bródkę, drużynę Panów, która po koleżankach polubiła brąz. Jesteśmy, zaraz po Holendrach, potęgą w łyżwiarstwie szybkim.:) I co dalej? Wierzę, że przy pomocy osób, z którymi będę pracować, stać mnie na zdobycie jeszcze jednego medalu olimpijskiego, w drużynie lub indywidualnie. Jestem uparta, zdolna, systematyczna i dążę do postawionego sobie celu.
Dla tej chwili, kiedy przekraczam linię mety, jako wygrana, z uniesioną ręką czy łzami w oczach, warto poświecić kolejne ciężkie 4 lata. Wierze, że przez ten okres zyskam wiernych kibiców, którzy będą śledzić moją (oraz moich koleżanek i kolegów) drogę po kolejne sukcesy w Pucharach Świata, Mistrzostwach Świata a na koniec – w Igrzyskach Olimpijskich… Następny cel to 2018 rok i Pyeongchang… Korea!!!
Igrzyska Olimpijskie w Korei to już historia.
“Ogromna liczba wyrzeczeń, których nawet nie jestem w stanie wyliczyć! Ogromna liczba ludzi, których wszystkich nie jestem w stanie wymienić! (napewno Kogoś bardzo istotnego bym pominęła!) To Wszystko zaprowadziło mnie na moje trzecie igrzyska olimpijskie. Trzecie, a jakże ważne, po jakich przejściach i bataliach….najlepsze moje indywidualne zawody:
9 miejsce na 1500m
12 miejsce na 1000m.
Marzyłam i wierzyłam, że jesteśmy w staje zdobyć medal w biegu drużynowym – niestety nie wyszło….te Igrzyska to dla mnie ogromna dawka przeróżnych emocji, z którymi musiałam się zetrzeć, nie wszystkie do końca udźwignęłam, nie wszystkie słowa wypowiedziałam dusząc je w sobie….jestem jednak dumna z swoich osiągnięć, jestem dumna, że po tylu latach walki był tam ze mną mój trener Arkadiusz Skoneczny, jestem dumna, że mogłam przyczynić się do występu na tak wielkiej imprezie sportowej swojej młodszej koleżanki z miasta Lubin- Kaji Ziomek.
PS. Trzecie Igrzyska, a jednak wracałam do domu z wewnętrznym smutkiem…..trzecie i pierwszy raz bez powitania na lotnisku…ile ludzi czekałoby na Nas gdybyśmy wracały z medalem, którzy klepali by nas po plecach i mówili ile dołożyli do tego sukcesu.
Gdzie wczoraj byliście? W walce o swoje marzenia i czwarte igrzyska olimpijskie w Pekinie proszę o trzymanie kciuków i wsparcie swoich wiernych Kibiców. Bądźcie ze mną a ja obiecuję Wam dostarczyć kolejnej dawki emocji w 2022 roku na Igrzyskach Olimpijskich w Pekinie:)